Za oknem jest dzisiaj pięknie... Ostatnie dni były ciężkie. Czuję wstyd i poczucie winy, że je po prostu zmarnowałam. Byłam w ogromnym dole. Ból sprawiało samo leżenie w łóżku... Bliscy chcą pomóc, mają szczere chęci, ale ja wszystko odbieram wtedy jako wrogość... Są przeciwko mnie, bo nie pozwalają mi odebrać sobie życia, bo nie akceptują tej mojej decyzji! Miałam straszne myśli samobójcze... One nawet nie bolały... Po prostu czułam, że ja już nic więcej od tego świata nie chcę... No właśnie, a gdy patrzę na to dziś... Przecież to nie świat jest dla mnie, tylko ja jestem dla świata. Bardzo błędnie myślałam. Snułam plany jak odebrać sobie życie..."Pojadę autobusem do innej miejscowości, zabiorę ze sobą wszystkie psychotropy, które mam w domu, wezmę je i pójdę do lasu". Spakowałam ubrania i podręczniki pod pretekstem wyjazdu do znajomego i wypchałam plecak tabletkami... Mama zatrzymała mnie jednak w domu, mimo mojej ogromnej złości i poczucia niewoli... Obudziłam się w nocy....
Nadzieja nigdy nie umiera.