Witaj dobry człowieku!
Wakacje minęły... Wracamy do szkoły i rozpoczyna się maturalny wyścig szczurów. Każdy nauczyciel chce, by jego uczniowie wypadli najlepiej, kładą nacisk i straszą. To prawda, tak też jest u mnie, ale starajmy się to przyjmować z rezerwą ;) Dobrze zaczęłam ten rok szkolny, z motywacją i faktycznie przerodzeniem tego w czyn... Chciałabym jednak podzielić się pewnym wydarzeniem, roczną znajomością i wnioskami, które wyciągnęłam, bo czasami w naszym życiu pojawiają się nagle ludzie... I tak szybko jak przyszli tak szybko też przyszło odejście, tylko po co w takim razie to było? To miała być lekcja, Bóg mi dał piękną przygodę i wartościową lekcję...
Poznaliśmy się nagle, przez internet, zaczęliśmy pisać, rozmawiać przez telefon i po prostu być bratnimi duszami. Nie miałam początkowo zaufania do tego człowieka, ale zafascynował mnie tym, że potrafi być tak otwarty w stosunku do innych osób. Ja tego nie potrafiłam, a widząc to w nim bardzo się zauroczyłam i czułam się cudownie uczestnicząc w końcu w normalnych rozmowach z ludźmi... On "wpadł" momentalnie, gdy się spotkaliśmy, ja też. Dzieliliśmy się swoim życiem, rozmawialiśmy godzinami... Po 5 miesiącach znajomości zostaliśmy parą. Było jak w bajce. Jego mama zachwycona, babcia już mówi na mnie "córcia". Przecież to takie miłe, dlaczego to wypierać z umysłu i w to nie wierzyć? Moja mama zachwycona jego otwartością i pewnością siebie... I tak mijały nam powoli miesiące, wspólny Sylwester, świętowanie urodzin, ciągłe wyznania, czułe słówka, prezenty- to Ten Jedyny. Mijają 4 miesiące, zaczynam czuć się zmęczona, przytłoczona, nijaka... Wpadam w depresję tak głęboką, że mimika twarzy to rzecz trudna, ląduje w szpitalu.... Codziennie mnie odwiedzał, był miły, troskliwy, tak bardzo pomagał, pocieszał... Mijają trzy tygodnie spędzone w szpitalu, a ja jak czułam się źle, tak nadal czuję się źle... Myśli: "Dziewczyno, masz takiego cudownego chłopaka, każda by takiego chciała, czego ty jeszcze chcesz od tego życia!?" No właśnie, czego? Odpowiedź jest prosta: spokoju i siebie samej...
Czasami w życiu trafiają się tacy ludzie, którzy chcą nam bardzo pomóc za wszelką cenę, poświęcają się, robią co się da, tylko nie potrafią zrozumieć tego, że powinni zamiast robić wszystko za nas po prostu zacząć dmuchać nam w skrzydła i mobilizować do działania. Często my sami, tak bardzo troszcząc się o bliską osobę zapominamy, że aby ją "podnieść" musimy ją popchnąć przed nas, by mogła w siebie uwierzyć, uwierzyć w to, że potrafi, że jest silna...
Osoba chorująca na depresję nie wierzy w siebie, nie wierzy w to, że potrafi sama gdzieś pójść, sama coś zrobić... Moja choroba nasiliła się przez zachowania tego "wybawiciela" tak bardzo, że nie wierzyłam nawet w to, że potrafię wyjść sama z domu, dosłownie. Dlatego proszę Was, ostrożnie dobierajcie sobie przyjaciół, bo czasami ta osoba która mówi, że się o nas troszczy tak naprawdę robi nam największą krzywdę, może nawet nie zdając sobie z tego sprawy...
Skończyło się tak, że odszedł. Ludzie są nieprzewidywalni. Odszedł z dnia na dzień chłodno mówiąc "to koniec", kiedy kolejny raz błagałam go o wybawienie i pomoc... Tu rada dla chorujących: nie zmuszajcie nikogo, nie wywierajcie na nikim presji by za wszelką cenę Wam pomagał, bo może to mieć bardzo negatywne skutki...
Hm. Nie wierzyłam w jego słowa, myślałam, że się wygłupia, ale nie tym razem. Dobry przyjaciel, któremu zbyt pochopnie oddałam serce, zdeptał mnie. I co dalej? Szok, szał, płacz, niedowierzanie. Jak ja teraz sobie bez niego poradzę!? Przecież ja bez jego pomocy nie potrafię żyć! Może najgorszy nie był fakt zerwania, ale tego, że wraz z tym zerwaniem zabrało zostane wszelkie współczucie i wszelka troska, został tylko chłód i czysta nienawiść skierowana prosto we mnie.
Czy tak zachowuje się miłość? Nie. Miłość nie będzie stawiała warunków, nie będzie mówiła, że masz zrobić coś, czego zrobić nie chcesz lub czego nie jeste
ś pewien. Po prostu nie i basta. Jeśli chłopak nalega byś się z nim całowała i szuka fizycznej bliskości mimo tego, że mówisz i sygnalizujesz, że nie jesteś gotowa... Coś jest nie tak.... To nie miłość.
Jeśli więc przechodzisz teraz podobne rozczarowanie, albo tęsknisz za kimś kto w taki sposób Cię potraktował wyciągnij realistyczne wnioski: to nie miłość. I nie zasłużyłaś/eś na takie potraktowanie, po prostu ludzie czasami zmieniają tor i są nieprzewidywalni. To nie jest Twoja wina,że ta osoba tak się zachowała, może i popełniłeś błędy i powinieneś tego być świadomy, że też święty nie jesteś, ale wybaczyć sobie samemu to co się zrobiło. Potrzeba też wybaczyć, z całego serca życzyć dobrze tej osobie i iść dalej swoją drogą. A to, że ten człowiek już idzie w innym pociągu? Możesz próbować zajrzeć do jego wagonu, możesz się tam pchać, przepychać, ale po co... Ty masz swój wagon i spójrz, że w tym wagonie ciągle pojawiają się nowi ludzie, albo są tacy, którzy byli przed tym utęsknionym człowiekiem i właśnie teraz Ciebie potrzebują i właśnie oni tak bardzo tęsknili za Tobą, gdy pojawił się ten tymczasowy wędrownik z lekcją... Postaram się w kolejnym wpisie przedstawić jak poradzić sobie z pustką po takich wędrownikach ;)
Człowiek zakochany niestety tego nie widzi, ale z perspektywy czasu wszystko się wyjaśnia i dziękuję Bogu za kolejnego człowieka i kolejną lekcję.
Dobrze, że jesteś! I nigdy nie jesteś sam.
Komentarze
Prześlij komentarz